Musi mi być naprawdę ciężko, skoro tęsknie za czasami, od których kiedyś chciałam uciec. Za podstawówką... przeglądałam stare zdjęcia...
Trudno mi pogodzić się z tym, że czasu nie można cofnąć, że nie mogę wymazać moich błędów z przeszłości. A w zasadzie jednego błędu, który nie daje mi żyć.
Przestaję jeść. Od teraz, od tej chwili. Na jak długo? Nie wiem, na tyle bym poczuła się chociaż odrobinę lepiej. Na pewno nie tknę nic dzisiaj ani jutro. Potem mogę przerzucić się na jabłka. Będę musiała coś jeść u taty, ale będę się wzbraniać jak tylko mogę. A potem? Potem dietetyk, który wreszcie niesie dla mnie możliwość normalnego życia. Mam nadzieję, że pięć miesięcy wystarczy. Tyle od stycznia zostanie do wakacji. Mam w sobie motywację, mam w sobie to co jest mi potrzebne. Czy jestem w stanie na nowo wprowadzić anoreksję do swojego życia? Chcę tego, ona dawała mi prawdziwe szczęście. Kiedy chorowałam nie znałam jeszcze prawdziwej przyjaźni, byłam samotna, a jednak szczęśliwa. Tak, pragnę anoreksji w swym życiu, ponownie. Jednak choroby nie można tak po prostu do siebie przywołać. Ona musi przyjść sama. Zapraszając ją do swojego życia robię pierwszy krok. Błagam, niech anoreksja znów zwładnie moim życiem. Bez niej nie jestem sobą, a gdy nie jestem sobą, jestem nikim... Moja mama byłaby szczęśliwa i dumna, gdybym znów zachorowała. Zrobię to dla niej.
Będę prowadzić dietę od dietetyka, gdy tylko ją dostanę, jednak mam zamiar katować się ćwiczeniami. Muszę prowadzić dietę idealnie. Oddam się temu całkowicie. Kiedy osiągnę wagę 55 kilo, będę mogła przejść do prawdziwego życia, wtedy będę mogła znów się głodzić i mieć anoreksję. Największe szczęście jakie kiedykolwiek mnie spotkało...
Czas sprzątać i się uczyć...
Welcome to the black diary
niedziela, 15 grudnia 2013
May not deserve?
Czasem trudno jest wypełniać należycie swoje obowiązki. Wszyscy je mamy i wszyscy musimy sobie z nimi radzić. Inaczej w naszym życiu robi się niezły bałagan. Tak jak w moim, w tym momencie...
Myślę o niej... o mojej matce. Nie potrafię dziś inaczej. Nie znam kobiety, która przeżyła by tak wiele... przynajmniej nie osobiście. Czy gdybym musiała wytrzymać to co ona, dałabym radę? Ledwo udawało mi się znosić to co robiła mi, momentami miałam wrażenie, że jej nienawidzę. Dziś nie wiem, jestem za bardzo zagubiona, by móc wgłębiać się w takie sprawy. Byłam ofiarą przemocy w domu i znęcania się psychicznie, jednak nie doświadczyłam kazirodztwa. Nikt nie odebrał mi dziewictwa, tego co kobieta dostaje tylko raz w życiu, jednego z najcenniejszych darów. Po tym wszystkim nie miałam męża, który by się nade mną znęcał, nie miałam mężyczny, który by mnie bił i kazał usunąć ciąże, następnie pozwalając poronić kolejną... ona musiała sobie z tym wszystkim radzić. Czy mogę ją więc obwiniać? Mogę ją osądzać za to, że wyłączyła swoje człowieczeństwo? Sama chciałabym nie raz to zrobić, z tym, że ja nie potrafię.
Nie zasłużyła na to. Żaden człowiek nie zasługuje na takie cierpienie. Powinnam coś dla niej zrbić. Czy mogę się dziwić, że nie okazuje mi miłości? Kim jestem? Nie ma we mnie jednej rzeczy,z której mogłaby być dumna. A chciałabym, żeby było takich jak najwięcej. Dlatego się zmienię. Zadbam o swój wygląd w 100%, sprawię, że będę piękna, a ona będzie mogła cieszyć się z tego, że ma taką córkę. Skupię się na naucę, na dbaniu o dom. Tak, będzie ze mnie dumna, nieziemsko dumna, będzie szczęśliwa, gdy tylko na mnie spojrzy. Matki nie da się nienawidzić, jakakolwiek by nie była. Muszę ją rozumieć, muszę być dobrym, wytrwałym, pięknym i niezłomnym człowiekiem. Dla niej. Dla niej...
Myślę o niej... o mojej matce. Nie potrafię dziś inaczej. Nie znam kobiety, która przeżyła by tak wiele... przynajmniej nie osobiście. Czy gdybym musiała wytrzymać to co ona, dałabym radę? Ledwo udawało mi się znosić to co robiła mi, momentami miałam wrażenie, że jej nienawidzę. Dziś nie wiem, jestem za bardzo zagubiona, by móc wgłębiać się w takie sprawy. Byłam ofiarą przemocy w domu i znęcania się psychicznie, jednak nie doświadczyłam kazirodztwa. Nikt nie odebrał mi dziewictwa, tego co kobieta dostaje tylko raz w życiu, jednego z najcenniejszych darów. Po tym wszystkim nie miałam męża, który by się nade mną znęcał, nie miałam mężyczny, który by mnie bił i kazał usunąć ciąże, następnie pozwalając poronić kolejną... ona musiała sobie z tym wszystkim radzić. Czy mogę ją więc obwiniać? Mogę ją osądzać za to, że wyłączyła swoje człowieczeństwo? Sama chciałabym nie raz to zrobić, z tym, że ja nie potrafię.
Nie zasłużyła na to. Żaden człowiek nie zasługuje na takie cierpienie. Powinnam coś dla niej zrbić. Czy mogę się dziwić, że nie okazuje mi miłości? Kim jestem? Nie ma we mnie jednej rzeczy,z której mogłaby być dumna. A chciałabym, żeby było takich jak najwięcej. Dlatego się zmienię. Zadbam o swój wygląd w 100%, sprawię, że będę piękna, a ona będzie mogła cieszyć się z tego, że ma taką córkę. Skupię się na naucę, na dbaniu o dom. Tak, będzie ze mnie dumna, nieziemsko dumna, będzie szczęśliwa, gdy tylko na mnie spojrzy. Matki nie da się nienawidzić, jakakolwiek by nie była. Muszę ją rozumieć, muszę być dobrym, wytrwałym, pięknym i niezłomnym człowiekiem. Dla niej. Dla niej...
sobota, 14 grudnia 2013
Where I am?
Nie zakładam tego bloga dla kogoś, dla obserwatorów, komentarzy... Nie. Zakładam go dla siebie, jako formę pamiętnika, terapii i pomocy. Nawet nie mam zamiaru dodawać gadżetu obserwatorów. Nie. W tej chwili zawiesiłam swojego bloga, który cieszy się zadowalającą popularnością. Po co? By w końcu znaleźć soebie. Nie mam zamiary wyjawiać swojego imienia, chcę tylko pisać. Póki nie uda mi się osiągnąć swojego celu.
Dobrze wiem co tak naprawdę przeszkadza mi w byciu szczęśliwą. W byciu żywą, bo w chwili obecnej na pewno się taka nie czuję. Czy świadomość problemu jest kluczem do sukcesu? Nie wiem... raczej podjęcie odpowiednich kroków, których to jeszcze nie podjęłam. Nie powiem, że nie potrafię tego zrobić, bo wiem, że tak nie jest. Jestem człowiekiem - my, ludzie, możemy zrobić wszystko. Potrzebuję tylko pomocy, samozaparcia, czasu i ciężkiej, ciężkiej pracy.
Chcę uwolnić się z więzienia jakie sama sobie urządziłam. Ciało jest komorą, która ukrywa prawdziwą mnie. Cóż... właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że taki problem, nie jest w istocie prawdziwym problemem. Unieszczęśliwia mnie i nie pozwala funkcjonować tak, jakbym chciała, ale nie jest aż tak niewyobrażalny, bym nie mogła się z nim uporać.
W styczniu idę do dietetyczki. To już naprawdę niedługo. Z dnia na dzień będzie lepiej, zniszczę, zabiję tę część siebie, której nienawidzę. Stanę się tym kim chcę być. Pokażę wszystkim prawdziwą mnie, która ukrywa się wewnątrz. A wtedy wszystko będzie dobrze, tak jak być powinno.
55 kilo jest wszystkim czego potrzebuję. W tym momencie. Naprawdę, mogło być gorzej. Co nie znaczy, że jest dobrze.
Wszyscy mamy problemy, wszyscy musimy z nimi walczyć.
Czasem jest mi trudno, gdy przypominam sobie fakty z mojej niedawnej przeszłośći. Nalad boli to, co zrobiła mi matka. Wiem, że jeszcze nie raz się z nią spotkam, mimo, że wreszcie dano mi szansę, bym mieszkała sama i uwolniła się z terroru, codziennie muszę słuchać jej głosu, gdy do mnie dzwoni. To dziwne... jak bardzo dziecko związane jest z matką. Jak bardzo nienawiść wiąże się z miłością. Ją skrzywdziło życie, ona skrzywdziła mnie. Czy będziemy potrafiły sobie z tym poradzić? Teraz jesteśmy daleko. To dobrze wpływa na nasze relacje. Cieszę się, że jest w Anglii, cieszę się, że jestem w Polsce.
Ta kobieta jest dla mnie zagadką, której nie potrafię rozwiązać.
Nie wiem niczego poza jedym - muszę się uwolnić...
Subskrybuj:
Posty (Atom)